„Obaj nie wahali się cierpieć za swoje non possumus” – powiedział historyk ks. dr Robert Ogrodnik porównując losy św. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego i bł. Stefana Wyszyńskiego. Konferencja prasowa związana Rokiem św. abpa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, obchodzonym w 2022 r. w Zgromadzeniu Sióstr Rodziny Maryi, została zorganizowana 4 listopada w Centrum Medialnym KAI.
W spotkaniu wzięli udział: ks. dr Robert Ogrodnik, historyk, pracownik PAN, siostra dr Antonietta Frącek, historyk, dyrektor Archiwum Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, s. Janina Kierstan, przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, Magdalena Abramow Newerly, dyrektor Muzeum Zygmunta Szczęsnego Felińskiego.
Historyk, ks. dr Robert Ogrodnik charakteryzując sylwetkę św. Felińskiego zwrócił uwagę na czynniki, które ukształtowały jego osobowość. Głęboką religijność i patriotyzm wyniósł z domu rodzinnego: jego matka była zaangażowana w tzw. spisek Konarskiego i została zesłana na Syberię. Na młodego Felińskiego duży wpływ wywarły kontakty z Wielką Emigracją w Paryżu (m.in. Mickiewiczem i Słowackim) oraz udział w młodym wieku w poznańskiej Wiośnie Ludów (1848).
- Gdy rozważa się jego sylwetkę duchową, zwłaszcza w świetle listów, to uderza osobista świętość, wyczulenie na sprawy charytatywne i ogromne zaufanie Bożej Opatrzności – mówił ks. Ogrodnik.
Ciekawym wątkiem poruszonym przez ks. Ogrodnika był wpływ Felińskiego na bł. Prymasa Tysiąclecia. Wyszyński pozostawał pod ogromnym wrażeniem świętości Felińskiego. Jeszcze przed swoim uwięzieniem w 1953 r. pisał do matki generalnej Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi, że stara się o rozpoczęcie jego procesu beatyfikacyjnego.
Prymas miał poczucie, że jego pasterzowanie w okresie powojennym przypomina sytuację z okresu arcybiskupstwa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, choć Feliński kierował archidiecezją warszawską bardzo krótko, tylko przez 16 miesięcy: od 9 lutego 1862 r. do 14 czerwca 1863 r. Obydwaj przewodzili archidiecezji w atmosferze nacisków władz i zróżnicowanych postaw społeczeństwa od serwilizmu do czynnej opozycji. Także słynne oświadczenie Wyszyńskiego w liście do Bieruta: „Non possumus”, zostało według ks. Ogrodnika, zaczerpnięte z pożegnalnych słów abpa Felińskiego skierowanych do duchowieństwa. W przeddzień swojego wygnania z archidiecezji, 13 czerwca 1863 r., mówił on: „Strzeżcie praw Kościoła świętego. Pilnujcie gorliwie świętej wiary waszej. Przeciwnościami się nie zrażajcie. Miejcie Pana Boga w pamięci i w sercu. Jeżeli was by kto namawiał do takiego czynu, którego popełnić się nie godzi bez uchybienia prawom Bożym i prawom Kościoła, odpowiadajcie każdy: non possumus, odpowiadajcie wszyscy: non possumus”.
Po 90 latach powtórzył te słowa prymas Wyszyński w memoriale skierowanym do prezydenta Bieruta w maju 1953 r.: „A gdyby zdarzyć się miało, że czynniki zewnętrzne będą nam uniemożliwiały powoływanie na stanowiska duchowne ludzi właściwych i kompetentnych, jesteśmy zdecydowani nie obsadzać ich raczej wcale, niż oddawać religijne rządy dusz w ręce niegodne. (...) Podobnie, gdyby postawiono nas wobec alternatywy: albo poddanie jurysdykcji kościelnej, albo osobista ofiara — wahać się nie będziemy. Pójdziemy za głosem apostolskiego naszego powołania i kapłańskiego sumienia, idąc z wewnętrznym spokojem i świadomością, że do prześladowania nie daliśmy najmniejszego powodu, że cierpienie staje się naszym udziałem nie za co innego, tylko za sprawę Chrystusa i Chrystusowego Kościoła. Rzeczy Bożych na ołtarzach cesarza składać nam nie wolno. Non possumus!”.
– Obaj nie wahali się cierpieć za swoje non possumus, dziś to oni błyszczą w panteonie chwały! – podsumował ks. Ogrodnik. – Łączy ich jeszcze jedno: to samo miejsce pochówku, czyli warszawska archikatedra.
Siostra dr Antonietta Frącek przedstawiła dzieje Zgromadzenia założonego przez Felińskiego w 1857 r. w Petersburgu. Może dlatego, że jako młody człowiek odczuł brak rodziny, ojciec wcześnie zmarł, a matka została zesłana, nazwał nowe zgromadzenie Rodziną Maryi – kontynuowała.
Zgromadzenie wyróżniało się troską o równość i jedność sióstr - jak w rodzinie. Był jeden chór, nie wymagano posagów, bo siostry miały same zapracować na swoje utrzymanie. Ich charyzmatem na początku była opieka nad sierotami w Ochronce, później doszła troska o edukację przez zakładanie szkół i przedszkoli.
Połączenie modlitwy, życia zakonnego z pracą nad edukacją i wychowaniem dziećmi przyciągało od początku wiele kobiet do Rodziny Maryi. W pięć lat od założenia należało do niego 36 sióstr, które otaczały opieką setkę dzieci w Petersburgu. Największy rozwój przypadł jednak na okres II RP. W 1939 r. istniało 160 domów zakonnych, w których było prawie 1400 sióstr.
Przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny, s. Janina Kierstan przedstawiła sytuację powojenną, kiedy siostrom odebrano opiekę nad prowadzonymi ochronkami i szkołami. Obecnie praca sióstr przekształciła się bardziej z edukacyjnej na opiekuńczo-parafialną. Poza Polską najprężniej rozwija się gałąź brazylijska, gdzie siostry prowadzą 31 domów, a w jednym z miast obejmują opieką i edukacją dzieci od żłobka do Uniwersytetu.
W czasie konferencji przedstawiono zasługi sióstr Rodziny Maryi w czasie II wojny światowej. Poza prowadzeniem tajnych kompletów, udziałem sióstr w pracy Podziemia jako kurierki, udzielaniem schronienia osobom przesiedlonym czy ukrywającym się, nie do przecenienia jest ich rola w ratowaniu dzieci żydowskich, ale też osób dorosłych żydowskiego pochodzenia. Było to wielką zasługą przełożonej matki Matyldy Getter, która wykorzystując sieć sierocińców prowadzonych przez siostry (prowincja warszawska miała ich 22, a w całej przedwojennej Polsce było ich ponad 40) ukrywała dzieci żydowskie. Dzieci były przywożone do domów sióstr, podrzucane lub znajdowane (jedno nawet znaleziono w psiej budzie). Najwięcej dzieci żydowskich ukrywano w Płudach pod Warszawą. W dziesięciu budynkach rozłożonych na dużym obszarze parku, gdzie siostry prowadziły Dom Dziecka i szkołę 7-klasową, przebywało ok. 160 dzieci, a ukrywano aż 40 dzieci żydowskich. Dorosłym znajdowano schronienie w szpitalach, na placówkach wiejskich, ale także w domach zakonnych. Wśród ukrywających się był m.in. ksiądz Tadeusz Puder, pochodzenia żydowskiego.
Matka pouczała swoje siostry: „Ktokolwiek przychodzi na nasze podwórze, w imię Chrystusa nie wolno nam odmówić”. Siostra Antonietta przypomniała też inne słowa matki z czasów okupacji: „Może ta nasza ofiara sprawi, że Pan Bóg uratuje i nasze dzieci” Pod opieką sióstr było 3 tysiące dzieci w 1939 roku, a w 1944 – 4,5 tysiąca dzieci. – Żadne dziecko żydowskie nie zginęło. Żadna siostra z powodu ukrywania dzieci nie była więziona, nie była rozstrzelana – zakończyła s. Antonietta.
W tej szlachetnej i ryzykownej akcji m. Matylda Getter współpracowała z Ireną Sendlerową i Janem Dobraczyńskim. Według szacunku sióstr uratowano od 750-800 dzieci, ale dokładne dane nie są znane, zwłaszcza że dom Zgromadzenia na ulicy Żelaznej w Warszawie został zbombardowany i spłonął, a wraz z nim cała dokumentacja. Starsze siostry wspominały powojenne spotkania obu odważnych kobiet: „Czy wiadomo, ile myśmy tych dzieci uratowały?” – pytała czasem Sendlerowa matkę Matyldę.
Zasługi matki Matyldy Getter w dziele ratowania dzieci żydowskich nie zostały docenione i matka do dzisiaj nie została uhonorowana Orderem Orła Białego – to zaniedbanie polecił uwadze dziennikarzy ks. Robert Ogrodnik.
Konferencję poprowadziła red. Alina Petrowa-Wasilewicz, autorka wydanej w tym roku książki „Uratować tysiąc światów. Siostra Matylda Getter – Matusia” (wyd. Esprit).
gie / Warszawa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz