12 listopada 2005 r. zaczął się jak każdy zwyczajny dzień w domu państwa Czechów z Poręby Wielkiej. Nic nie zapowiadało nadchodzącej tragedii. Na przydomowym podwórku, pod okiem dorosłych bawiło się kilkoro dzieci. Nagle trzyletni Sebastian niespodziewanie wyszedł na ulicę, wprost pod koła nadjeżdżającego poloneza...
- Starsza córka, która akurat była chora, przebudziła się, więc do niej poszłam. Dzieciaki nigdy nie wychodziły na drogę, więc nie wiem co podkusiło Sebastiana, że pierwszy raz w życiu to zrobił - mówi Anna Czech i dodaje: - Dałam córce syropek i wracałam na pole. A tu nagle wpada bratanica i krzyczy, że Sabastian został potrącony. Myślałam, że żartuje. Nie chciałam w to uwierzyć. Stało się, wybiegł. Zadzwoniłam po pogotowie, szybko przyjechali. Widok był makabryczny. Sebastian był przytomny. Płakał.
Duże obrażenia
W wyniku wypadku chłopczyk doznał następujących obrażeń: odłamanie niewielkiego fragmentu blaszki zewnętrznej kości ciemieniowej, oderwanie fragmentu tkanek miękkich - skóry i tkanki podskórnej, stłuczenie lewego płuca, stłuczenie lewej nerki, przezkłykciowe złamanie kości ramiennej lewej, złamanie lewego obojczyka, oparzenie ramienia i przedramienia.
Jak relacjonują rodzice Sebastian został przewieziony karetką do Szpitala Powiatowego w Limanowej, skąd przetransportowano go helikopterem do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Został przyjęty w stanie, który uznano za ciężki: - Syn był zaintubowany, sztucznie wentylowany - mówi mama Sebastiana.
W szpitalu zoperowano i opatrzono rozległą ranę na głowie. Doraźnie opatrzono również oparzeniowe rany na ramieniu i przedramieniu i założono gips na lewą rękę (chłopiec miał złamaną kość ramienia i obojczyk). - Sebastian został podłączony do respiratora ze względu na stłuczone płuco (odłączono go w 5 dobie pobytu). Po 10 dniach pobytu syna na oddziale intensywnej terapii został przeniesiony na oddział chirurgii dziecięcej, gdzie nastąpiło dalsze leczenie - opowiadają rodzice chłopca.
Podczas zabiegów operacyjnych wycięta została martwica ręki i skóry głowy, przeszczepiono również skórę na rany oparzeniowe.
Dokładnie miesiąc po wypadku Sebastian został wypisany do domu w stanie dobrym. Przeszczepy skóry przyjęły się i wygoiły. - To było coś niesamowitego - mówi mama chłopca.
Pomógł Arcybiskup
Przez cały czas pobytu Sebastiana w szpitalu cała rodzina Państwa Czechów oraz najbliżsi modlili się o powrót Sebastiana do zdrowia. Odmawiali różaniec i Litanię do Najświętszej Marii Panny. - Pracuję w szkole i jestem w dobrych stosunkach w siostrą Heleną Jaśkiewicz, która prowadzi u nas katechezę. Sama też się udzielam przy kościele. To właśnie siostra przesłała mi obrazek z Arcybiskupem Szczęsnym Felińskim oraz jego relikwiami do szpitala. Prosiła, by syn miał go przez cały czas przy sobie. Wszyłam więc mu do piżamy taką kieszonkę i prosiłam też siostry, żeby cały czas był ten obrazek w tej kieszonce, ewentualnie pod poduszką. Tak naprawdę zrobiłam to za radą siostry - opowiada Anna Czech.
O powrót Sebastiana do zdrowia za wstawiennictwem Błogosławionego Zygmunta Szczęsnego prosiła również siostra Helena Jaśkiewicz wraz ze swoją Wspólnotą Zakonną. Siostry odmawiały Nowennę.
- Sebastian bardzo szybko wracał do zdrowia. Najgorszy był czas, kiedy przebywał na oddziale intensywnej terapii. Po wybudzeniu nie jadł samodzielnie, trzeba go było karmić przez sondę. Czasami wydawało się, że nie rozumie, co się do niego mówi, a sam nie mówił w ogóle. Kiedy dziecko zostało przeniesione na oddział chirurgii dziecięcej, zaczęło szybciej psychicznie dochodzić do zdrowia - wspominają rodzice, dodając, że rany fizyczne również bardzo szybko się zagoiły.- Sami lekarze byli zaskoczeni tak szybkim powrotem dziecka do zdrowia. Praktycznie Sebastian mógł zostać wypisany do domu już po trzech tygodniach pobytu w szpitalu. Lekarze zatrzymali jednak jeszcze syna, by przez jeden tydzień jeszcze go obserwować. Dziecko nie miało już podawanych żadnych leków ani nie było poddawane żadnym zabiegom - podkreśla Anna Czech.
Kończąc swoją opowieść kobieta podkreśla: - Zdaję sobie sprawę z tego, że Sebastian odzyskał zdrowie szybciej niż przypuszczaliśmy my i lekarze. Wierzę, że doznał on szczególnych łask zarówno od Matki Najświętszej, jak i od Błogosławionego Zygmunta Szczęsnego. Wiem, że zawdzięczam zdrowie syna Błogosławionemu Zygmuntowi Szczęsnemu, do którego modliła się siostra Helena ze swoją wspólnotą Zakonną. Siostry naprawdę wiele mogą wymodlić. Często ja sama również zwracałam się z prośbami do Niego o wsparcie i wstawiennictwo u Pana. Wierzę, że to Błogosławionemu Zygmuntowi Szczęsnemu zawdzięczam pełny powrót do zdrowia mojego syna.
Dziś Sebastian ma się całkiem dobrze. Jak mówią jego najbliżsi wszędzie go pełno. Po wypadku właściwie nie ma już śladu.
Małgorzata Pabis