18 lat temu Halina Kania bardzo cierpiała. Bardzo bolały ją nogi, a lekarze nie umieli wskazać przyczyny. W tym czasie, krańcowo wycieńczona kobieta po raz trzeci znalazła się w stanie błogosławionym i... bóle ustały. Halina Kania wierzy mocno w to, że pomógł jej bł. abp Zygmunt Szczęsny Feliński, z którego relikwiami niemalże się nie rozstaje.
- W 1988 roku zachorowałam bardzo poważnie na nogi. Zdążyłam odwiedzić wszystkich lekarzy w okolicy Leżajska. Nikt nie umiał mi pomóc. Każdy stosował inną terapię - rozpoczyna swoją opowieść Halina Kania.
Po roku niesamowitej walki z chorobą kobieta nadal nie wiedziała co jej jest. Odwiedzała reumatologów, ortopedów, brała leki przeciwbólowe, chodziła na różnego rodzaju rehabilitacje. Mimo to wciąż odczuwała bardzo silny ból w podudziu prawej nogi. - Po roku bólu, wycieńczenia organizmu, nieprzespanych nocy udało mi się dotrzeć do Krakowa do Kliniki Ortopedii na Kopernika. Tam podjęto leczenie, przeprowadzono pierwszy zabieg - wspomina kobieta.
Ze wsparciem sióstr
W tym czasie pani Halina trafiła do Sióstr Rodziny Maryi, gdzie ma ciocię. - Ciocia niesamowicie wspierała mnie w mym bólu i cierpieniu. Siostry cały czas modliły się w mojej intencji, cały czas wstawiały się do Feliksa Szczęsnego. Wiedziałam o tym doskonale - wyznaje kobieta.
W czasie wspomnianego zabiegu lekarze otwarli nogę i pobrali wycinek. - Podejrzewano, że to jest nowotwór. I ja tak myślałam. Okazało się jednak, że nie był to nowotwór ale jakiś niesamowity stan zapalny kości. Jego przyczyny lekarze znowu nie byli w stanie ustalić - opowiada Halina Kania.
Po roku kobietę zaczęła boleć także druga noga. - Znowu trafiłam do kliniki na Kopernika na następny zabieg. Wtedy lekarze dyskutowali nad przeszczepem kości, ale ja nie wyrażałam na to zgody. Wierzyłam i ufałam, że Siła Wyższa mnie wesprze - wyznaje kobieta.
Ból nie ustawał, a pani Halina szukała pomocy w różnych miejscach. Po jakimś czasie znów znalazła się w klinice w Krakowie. Miałam z nimi ciągłe kontakty. Najpierw co miesiąc, potem co trzy. - Lekarze zdecydowali, że będę mieć ponowną operację, trzecią z kolei. Tłumaczyli mi, że będą próbować nawiercać otwory w kościach. W dalszym ciągu proponowali przeszczep. Ale w tym czasie ból zaczynał się już zmniejszać. Siostry przez cały czas trwały w usilnej modlitwie, a ja miałam przy sobie relikwie Feliksa Szczęsnego Felińskiego i też modliłam się za jego wstawiennictwem - wspomina Halina Kania.
Bóle ustały
Po tych wszystkich perypetiach klinka krakowska zdecydowała się wysłać historię choroby pani Haliny do Stanów Zjednoczonych. Lekarze mieli nadzieję, że tam znajdą przyczynę. Po roku przyszła odpowiedź, że podłoże tej choroby nie jest dotychczas zbadane. Tamtejsi lekarze napisali, że na świecie jest kilka przypadków tej choroby, która atakuje wszystkie kończyny, kręgosłup, powodując dużą łamliwość kości. Po kilku latach walki z chorobą - w 1996 roku pani Halina dowiedziała się, że jest w stanie błogosławionym. - Niesamowicie się denerwowałam. Bałam się, że nie poradzę sobie ze wszystkim - wyznaje kobieta. W tym czasie zadzwonił do niej lekarz krakowski, żeby zgłosiła się na biopsję. Oczywiście w związku ze swoim stanem nie wyraziła zgody...
- Wszyscy modlili się za mnie, cała moja rodzina. W 1997 roku urodziłam dzidziusia - Gabrysię - mówi z uśmiechem pani Halina. - A nogi? Przez całe 9 miesięcy mnie nie bolały. Normalnie funkcjonowałam. Chodziłam do pracy. W ostatnim miesiącu ciąży byłam na zwolnieniu lekarskim. Lekarze w Leżajsku mówili, że na pewno nie urodzę w naturalny sposób, a ja urodziłam naturalnie w ciągu 4 godzin - opowiada pani Kania.
Od tej pory kobieta chodzi i normalnie funkcjonuje. Choroba nie rozprzestrzenia się na inne miejsca, a kości które bolały przed laty dziś już jej nie dokuczają. - Jestem wdzięczna wszystkim, którzy wspomagali mnie w tamtym czasie. W sposób szczególny dziękuję arcybiskupowi Felińskiemu, za wstawiennictwem którego wciąż się modlę i którego relikwie noszę wciąż przy sobie - kończy Halina Kania.
Małgorzata Pabis